Rossmann: Twoje życie to niekończąca się podróż. Do jakiego miejsca najchętniej wracasz?
Marcin Kydryński: Spędziłem 30 lat wędrując po Afryce. Fascynuje mnie jej różnorodność. Kultur, historii, języków, pejzażu, przyrody, klimatu. Spośród krajów kontynentu szczególnie bliska mi jest Etiopia, gdzie w moim pojęciu istniała zawsze szczególna więź i równowaga między kulturą a naturą. Etiopia to też wiele światów w jednym kraju. To stało się jednak zarzewiem dramatycznego konfliktu. Nie wracałem więc tam w ostatnich latach, a znalazłem miejsce nowe, fascynujące, które wciągnęło mnie z wielką siłą – Kubę. Wychowany na jej muzyce chciałem poznać źródło. Wróciłem olśniony. I już planuję kolejne podróże na tę odległą wyspę.
Czy podróże mogą być ekologiczne? Co robisz w tym kierunku?
Mogą. Piesze z plecakiem. I z troską, by jak każe kodeks wędrowca, nie zabierać z wędrówki nic prócz wspomnień, a nie zostawiać po sobie więcej, niż tylko ślady stóp. Skłamałbym, mówiąc, że moje podróże są całkowicie ekologiczne, bo nieuchronnie zostawiam po sobie ślad węglowy na trasie samolotu. Jestem jednak za metodą małych kroków. Za codzienną ekologiczną świadomością i uwagą, by dokonywać w drobnych sprawach właściwych wyborów. To sprawy tak proste, że wstyd o nich mówić, ale potem w drodze okazuje się, że ważne, przełomowe. Niedawno w Gambii uczyłem dzieci i młodzież nie śmiecenia na plaży. Opowiadałem im o urodzie ich kraju. Mówiłem o odpowiedzialności za jego piękno. Słyszeli to pierwszy raz. Wierzę, że zawahają się nim znów cisną plastikową butelkę do wody.